Szlaki i trasy rowerowe na świecie

Operación Bikingas, czyli Islandia, Wyspy Owcze i Irlandia na rowerze

Lodowiec, gejzery, gorące źródła, wodospady, deszcze i romantyczne pejzaże... Wyprawa rowerowa po Islandii, Wyspach Owczych i Irlandii to spotkanie z nieokiełznaną naturą.
Udostępnij
Lodowiec na Islandii
Lodowiec na Islandii

Cześć! Jestem Agnieszka i od 10 lat przemierzam świat na dwóch kółkach. Moją przygodę z rowerem rozpoczęłam na malowniczej R10 wzdłuż polskiego wybrzeża i od tamtej chwili moje podróże stały się moją pasją. Z krótkich wycieczek na początku, przerodziły się w kilkumiesięczne wyprawy, które zmieniły moje życie.

W zeszłym roku, po dwóch latach spędzonych na podróżach rowerowych podczas upalnych dni w krajach śródziemnomorskich, poczułam potrzebę czegoś nowego. Spontanicznie narodził się projekt „Operación Bikingas”, który pozwolił mi odkryć chłodniejsze i bardziej deszczowe rejony Europy Północnej. Nazwa tego projektu pochodzi od - bike (rower) i Vikingas (kobiety wikingowie).

Islandia rowerem
Islandia rowerem

Podczas Operación Bikingas, dzielę się z Wami moimi przygodami, odkryciami, a także wyzwaniami, które stawia przede mną podróżowanie rowerem w różnych warunkach pogodowych. Moim celem jest nie tylko poznanie fascynujących miejsc, ale także ukazanie, że kobiety, choć przygody te mogą wydawać się nieco ekstremalne, są w stanie pokonywać wszelkie trudności.

W 2022 roku z moją niezastąpioną przyjaciółką, Gosią, wyruszyłyśmy na wyjątkową przygodę - podróż rowerem z Islandii do Polski. To był początek naszego projektu „Operación Bikingas”, który pozwolił nam odkrywać fascynujące miejsca na dwóch kółkach. W ciągu tej podróży przeżyłyśmy niezapomniane chwile, zdobywając nowe szlaki, poznając miejscowych i eksplorując dziką i piękną naturę Islandii oraz Wysp Owczych. To były tygodnie, które na zawsze pozostaną w naszych sercach.

W lipcu 2023 roku dołączyła do nas Iza, moja przyjaciółka z liceum i razem postawiłyśmy przed sobą kolejne niesamowite wyzwanie - objechanie Irlandii dookoła. Wspólnie przemierzałyśmy zielone wzgórza, spotykałyśmy lokalnych mieszkańców i cieszyłyśmy się pięknem krajobrazów. Po tej części przygody, Iza i Gosia wróciły do Polski, a ja postanowiłam kontynuować podróż samotnie, z powrotem do Polski, podążając za swoją pasją.

Islandia: W Krainie Lodu i Ognia

Przez blisko 3,5 tygodnia miałyśmy okazję odkrywać piękno Islandii na rowerach, przemierzając 1 140 km i pokonując 10.000 m przewyższeń. Islandia, nazywana często „ziemią lodu i ognia”, to miejsce, które nieustannie zadziwia swoim niezwykłym krajobrazem. Nasza podróż była pełna fascynujących odkryć i przygód, których nie można doświadczyć nigdzie indziej w Europie.

Próba złapania stopa
Próba złapania stopa

Jednym z pierwszych przystanków na naszej trasie był Park Narodowy Thingvellir. To jedyne miejsce w Europie, gdzie można zobaczyć gołym okiem szczelinę pomiędzy dwoma płytami tektonicznymi - euroazjatycką i północnoamerykańską. A my miałyśmy to szczęście jechać rowerem wzdłuż tej unikalnej formacji geologicznej.

W trakcie naszej podróży odwiedziłyśmy niezliczone wodospady, które nas zachwyciły. Seljalandsfoss pozwalał na spacer za wodospad, Gullfoss leżał przy słynnym Golden Circle, a Goðafoss to po islandzku „Wodospad Bogów”. Jednak najbardziej pamiętnym doświadczeniem był Dettifoss, najpotężniejszy wodospad Europy. Podczas jazdy na rowerze miałyśmy również okazję podziwiać spektakularne wybuchy gejzera Strokkur, który co 5-7 minut wyrzucał kolumnę wody, zaspokajając pragnienie wszystkich turystów obserwujących ten naturalny fenomen.

Nasza wyprawa była pełna kontrastów. Przez cztery dni pedałowałyśmy przez totalne pustkowie, gdzie przez 200 km nie było żadnego sklepu. To właśnie w tych odległych miejscach musiałyśmy się dość obficie zaopatrzyć w jedzenie i zapasy.

Islandzkie pustkowia
Islandzkie pustkowia

Podróż ta pozwoliła nam spełnić wiele marzeń z naszej „Bucket List”, czyli listy rzeczy do zrobienia przed śmiercią. Na przykład, nie możemy nie wspomnieć o niezwykłym widoku wielorybów w Husaviku oraz maskonurów (puffins) na wyspie Vestmannaeyjabær. Nie byłaby to jednak prawdziwa przygoda bez dodatkowych wyzwań. Moje popsute hamulce zmusiły nas do poszukiwania mechanika rowerowego w odległych miejscowościach, co w kraju, w którym tylko stolica, Reykjavik, jest miastem, stanowiło nie lada wyzwanie. Autobusy jeżdżące co dwa, trzy dni utrudniały tę misję i musiałyśmy być dość kreatywne.

Naszą islandzką przygodę zakończyłyśmy, przejeżdżając w deszczu, mgle i silnym wietrze, istny rollercoaster rowerowy, do miejscowości Seydisfjordur, skąd odpływał nasz prom na Wyspy Owcze.

O wyprawie rowerowej przez Islandię i Wyspy Owcze rozmawialiśmy z Agnieszką podczas spotkania online.

Możesz także wysłuchać podcastu!

Wyspy Owcze: W poszukiwaniu owiec i maskonurów

Nasza podróż na Wyspy Owcze była absolutnie spontaniczna. W momencie naszego przyjazdu na Islandię nie miałyśmy najmniejszego zamiaru odwiedzać tego odległego archipelagu. Jednak wszystko zmieniło się, gdy spotykałyśmy rowerzystę, który odwiedził Wyspy Owcze w drodze na Islandię. Bez zastanowienia, zaczęłyśmy szukać biletów na prom. Ku naszemu zdziwieniu i radości, miejsca były już mocno ograniczone, co skłoniło nas do zarezerwowania tygodniowego pobytu, zamiast pierwotnie planowanych trzech dni. Jak się potem okazało, tydzień na Wyspach Owczych był zbyt krótki, by móc zobaczyć wszystko, co chciałyśmy w tym odległym zakątku.

Wypatrując maskonurów
Wypatrując maskonurów

Nasza przygoda rozpoczęła się, gdy po 17 godzinach rejsu promem dotarłyśmy do stolicy archipelagu, Tórshavn, podczas celebracji z okazji Ólavsøka – ich narodowego święta ku czci Świętego Olafa. Na ulicach miasta, zarówno młodzi, jak i starsi, dumnie nosili tradycyjne stroje narodowe, a wszyscy świętowali przez całą noc, mimo ulewnego deszczu. To było dla nas niezapomniane doświadczenie.

Formacje skalne
Formacje skalne

W ciągu tygodnia spędzonego na Wyspach Owczych udało nam się pokonać niecałe 200 kilometrów na rowerach, ponieważ przede wszystkim skorzystałyśmy z okazji, by odkrywać urok wysp podczas pieszych wędrówek. Od przejażdżki rowerem 105 metrów pod poziomem morza, przez kolonię maskonurów na wyspie Mykines, w drodze, na którą myślałyśmy, że zginiemy na łódce, po malownicze jezioro Saksun. Przejechałyśmy widowiskową trasą z Eidi, gdzie podziwiałyśmy formacje skalne Gigant i Wiedźmę, oraz chciałyśmy wejść na najwyższy szczyt Wysp Owczych Slættaratindur, niestety był on przykryty tak gęstą mgłą, ze nawet nie widziałam mojej współtowarzyszki podróży - Gosi, więc bałyśmy się tam wybrać, nie znając drogi.

Wyspy Owcze
Wyspy Owcze

Ostatnim punktem naszej wyprawy był przejazd przez jedyne podwodne rondo na świecie, Eysturoyartunnilin, które, niestety, nie było dostępne dla rowerzystów, ale mogłyśmy łatwo skorzystać z autobusu z naszymi rowerami. Chociaż nasza podróż była krótka, odkryłyśmy na Wyspach Owczych coś niezwykłego, co skłania nas do myśli o powrocie, aby jeszcze bardziej zgłębić sekrety tego odległego zakątku świata na północnym Atlantyku.

Krajobraz Wysp Owczych z perspektywy roweru
Krajobraz Wysp Owczych z perspektywy roweru

Irlandia: Guinness i irlandzka uprzejmość

Islandię i Wyspy Owcze zwiedziłyśmy z Gosią w 2022 roku. W 2023 naszą podróż przez Europę zaczęłyśmy, wraz z dwiema koleżankami, w Irlandii. To marzenie od dawna tliło się we mnie i aż się dziwiłam, że nie był to pierwszy wybór na tegoroczną podróż, ale od czego ma się przyjaciółki, które aktywie podsuwają pomysły na przygody rowerowe i do tego się do nich dołączają. Tym razem w składzie Gosia, Iza i ja wylądowałyśmy w Dublinie na początku lipca.

A co to był za lipiec. Gdy południowa Europy tonęła w upałach, Irlandia była codziennie zalewana hektolitrami deszczu. Oczywiście, spodziewałyśmy się deszczu na Zielonej Wyspie, ale nie przewidywałyśmy dni, gdy w Północnej Irlandii deszcz nie ustawał przez 48 godzin. Gdyby nie życzliwość właścicielki campingu, która nam wysuszyła ubrania, a my przez 3h suszyłyśmy buty suszarką, następnego dnia musiałybyśmy zakładać mokre buty i ciuchy na siebie, żeby dalej jechać. Nie jest to najprzyjemniejsza forma spędzania wakacji.

Proces nasycania się irlandzkim krajobrazem
Proces nasycania się irlandzkim krajobrazem

A odnośnie tej życzliwości to Irlandczycy jak do tej pory okazali się najmilszymi ludźmi, jakich spotkałam podczas moich wojaży po Europie. Na wąskich drogach zawsze czekali, żeby nas wyprzedzić w bezpiecznej odległości. W miasteczkach pytali, dokąd zmierzamy, a niejednokrotnie oferowali swoje ogrody jako miejsce na nocleg, wiedząc, że deszcz jest nieubłagany.

Irlandię objechałyśmy prawie w całości dookoła. Zrobiłyśmy prawie 1300 km z Dublina do Irlandii Północnej, która jest częścią Zjednoczonego Królestwa. Zwiedziłyśmy obowiązkowo Belfast, Carrick-a-Rede – most, który służył rybakom do przechodzenia na małą skalistą wyspę, gdzie mieli swoje sieci - oraz Giant’s Causeway, czyli Grobla Olbrzyma, niezwykłą formację skalną, z którą są związane liczne lokalne legendy. W Sligo starałyśmy się trzymać sławnej West Atlantic Way, zobaczyłyśmy po drodze piękne góry Ox i Maumturks.

Przypadek sprawił, że wylądowałyśmy na Wyspach Aran, co było niezwykle piękną przygodą. Zwiedziłyśmy przesławne Cliffs of Moher (Klify Moheru), które akurat były skąpane we mgle, a my skąpane w nieustającym deszczu. Stamtąd już prosto na półwysep Dingle, gdzie znajduje się kolorowe miasteczko o tej samej nazwie, które kiedyś słynęło z delfina maskotki, Fungie, który regularnie odwiedzał tamto wybrzeże. Co więcej, przejechałyśmy przez Conor Pass, widokową przełęcz, jedną z najwyższych w Irlandii.

Naszą irlandzką przygodę zakończyłyśmy w Cork, gdzie delektowałyśmy się tradycyjnym daniem Fish and Chips, a ja wzięłam prom do Francji, podczas gdy moje przyjaciółki wróciły samolotem do Gdańska. Irlandia okazała się krajem nie tylko pełnym pięknych krajobrazów, ale także niezwykle serdecznych ludzi, którzy uczynili naszą podróż niezapomnianą.

To była dopiero kolejna część naszej przygody w ramach projektu „Operación Bikingas”. Każdy kilometr, który pokonujemy, każdy deszczowy dzień, który spędzamy na rowerach i każda nowa przyjaźń, którą zawieramy, sprawiają, że ta przygoda jest wyjątkowa. Nasza lista wciąż jest długa, a Skandynawia czeka na nas z niezliczonymi przygodami i niesamowitymi widokami. Naszą kolejną ambicją jest przekroczenie koła podbiegunowego i dojazd aż do Nordkapp. Jednak zgodnie z naszymi bikingowskimi zasadami, zawsze pozostawiamy sobie trochę miejsca na spontaniczność, na nieoczekiwane przygody i spotkania, które wzbogacają nasze doświadczenia.

Artykuł powstał z rowerowej pasji. Jeśli chcesz, możesz za niego podziękować, wspierając nas przez buycoffee.

Udostępnij

Agnieszka Bagińska

Agnieszka Bagińska, znana jako Bagieta. Prowadzi profil Welocome on my Bike. Globtroterka i wolny duch, która na rowerze przejeździła już spory kawał Europy. Ostatnio w ramach stworzonej przez siebie Operacion Bikingas odwiedza kraje Północy. Ma już za sobą wyprawę rowerową po Islandii, Wyspach Owczych i Irlandii. Na co dzień naucza zdalnie języka angielskiego.

Chcesz być na bieżąco? Zapisz się do newslettera.

Okazjonalnie będziemy wysyłać email z nowościami o stronie, ciekawymi rowerowymi treściami oraz ofertami od partnerów. W każdej chwili możesz się wypisać.

Zapisz się

Najpopularniejsze artykuły

mobilna velomapa