Szlaki i trasy rowerowe w Polsce

Siła bierze się z działania. Wyprawa Rowerowa po Warmii i Mazurach

Siła bierze się z działania. Tak było i tym razem, kiedy przeciwności losu próbowały zatrzymać nas w naszej podróży po Warmii i Mazurach.
Udostępnij
długość: 1029.7 km
podjazdy: 3314 m
zjazdy: 3310 m
pobierz plik gpx

Padła wspólna decyzja - wyprawą rowerową w 2022 roku będzie przygoda po Warmii i Mazurach. Celowo piszemy PRZYGODA, ponieważ w naszych wyjazdach nie jest najważniejszy pokonany dystans ani przemieszczenie się za wszelką cenę i w określonym czasie z punktu „A” do punktu „B”. To DROGA jest dla nas fundamentalna... to nią cieszymy się najbardziej.

Zapytacie, ale jak to, nie macie zaplanowanej trasy? Owszem, przejazd jest przez nas opracowany ogólnikowo jeszcze przed wyruszeniem. Wyznaczamy GPX, który ma za zadanie jedynie wyznaczać kierunek jazdy.

Nie robimy tego w tabelkach Excela z brakiem możliwości naniesienia jakichkolwiek zmian. Nie chcemy być więźniami swojego planu. Mamy tutaj na myśli, że trudno przewidzieć nam, na którym odcinku drogi i na jaki czas będziemy chcieli zatrzymać się w miejscu, które zauroczy nasze oczy - pięknem krajobrazów, a uszy - muzyką przyrody. W takich miejscach będziemy chcieli delektować się łykiem aromatycznej kawy, celebrując otaczający nas spokój i ciszę. Nie jesteśmy w stanie przewidzieć, czy na drodze, którą zmierzamy, zatrzymają nas żywioły (deszcz, upał, nieprzejezdna trasa, sytuacje losowe). Co za tym idzie, przedłuża się czas spędzony na danym obszarze, więc mimo że mamy wstępnie zaplanowane miejsca do spania na dziko, mogą ono ulec zmianie. Pomijamy fakt, że często rzeczywistość różni się od tego, co wcześniej zaplanujemy, tak więc zdarza się, że dojeżdżając na miejsce, decydujemy o zmianie miejsca biwakowania, gdyż w tym nie będziemy czuli się komfortowo i bezpiecznie. Oczywiście można wystartować z zaplanowanego miejsca i za wszelką cenę dojechać do celu, ale to nie nasz styl i nie nasza frajda.

Ale po kolei… Ustalmy, że całej wspomnianej wyprawy rowerowej nie będziemy tutaj opisywać, bo powstałaby książka. Skupimy więc całą swoją uwagę na jednym dniu z tej wyprawy spośród 22. Zdecydowaliśmy się, że będzie to 12 odcinek naszego filmiku dostępnego na kanale YouTube: „Marzi and Grey - na Około”, do którego już z tego miejsca bardzo serdecznie Was zapraszamy. Można dużo mówić, a obraz przekazuje zupełnie inne emocje niż słowo pisane, z kolei na papier można nanieść swoje przemyślenia, których nie odda obraz…

Jest późny wieczór 13. dnia naszej wyprawy rowerowej po Warmii i Mazurach. Za nami przejechane 620 km. Dziś wykręciliśmy 80 km. Rozbijamy się za Oleckiem, pod drzewem, przy nasypie kolejowym.

Zdjęcie wykonane rano po porannej kawie
Zdjęcie wykonane rano po porannej kawie

Mocno zmęczeni i kąsani przez komary przeznaczamy czas na „dogranie” końca dnia na YouTube i rozkładamy namiot w towarzystwie przejeżdżającego pociągu towarowego, który nadaje klimat miejscówce. Po wieczornej toalecie, kolacji i masażu zmęczonych mięśni próbujemy zasnąć. Nie jest to łatwe, gdyż jest duszno i parno, a w głowie obrazy z przemierzonego dystansu. Około północy słyszymy dziwny odgłos, dość blisko naszego schronienia, który po chwili oddala się. To szczekająca sarna dającą znać innym zwierzętom o naszej obecności. Pewnie nie spodziewała się nas w tym miejscu i najprawdopodobniej wystraszyła się. Dobrze, że my nie spanikowaliśmy, bo dźwięk nie był codziennością. Około godziny 1 w nocy budzi nas intensywny opad deszczu uderzający po naszym namiocie w asyście dochodzących pogłosów grzmotów. Grey sprawdza w aplikacji raz jeszcze pogodę, upewniając się, że „dostajemy rykoszetem” burzy znajdującej się około 40 km od nas. Uspokojeni próbujemy zażyć trochę snu i zregenerować ciało i umysł przed kolejnym dniem.

Sprawdzanie w nocy, gdzie dokładnie przechodzi burza
Sprawdzanie w nocy, gdzie dokładnie przechodzi burza

Pobudka wyjątkowo wcześnie rano, dokładnie o godzinie 07:00, by uniknąć ewentualnego i niechcianego towarzystwa osób trzecich. Poza tym robi się bardzo gorąco, więc otwieramy na oścież dwa wejścia do namiotu, by dało się wytrzymać w środku. Pierwszy wstaje Grey, parząc „napój bogów”, bez którego Marzi nie wyskakuje ze śpiwora. ;) Po śniadaniu nagrywamy miejsce naszego biwaku, pakujemy się, a w międzyczasie dosuszają się przeprane wieczorem ubrania w promieniach witającego nas słońca.

Zapowiada się ciepły dzień, podczas którego wstępnie chcemy dojechać do miejscowości Orzysz. Nie będąc jeszcze świadomym, że będzie to jeden z kryzysowych i cięższych dni na naszej wyprawie, wsiadamy na rowery. Dobrze nie opuściliśmy obozowiska, a już potrzebowaliśmy zrobić przerwę techniczną. Wychodząc na szutrową szosę, Grey zauważa ułamaną szprychę obijającą się o przedni amortyzator roweru.

Ucinanie szprychy w przednim kole roweru Greya
Ucinanie szprychy w przednim kole roweru Greya

Ściąganie koła nie wchodzi teraz w grę. Decydujemy się na ucięcie popsutej szprychy multitoolem, który jest zawsze w naszym zestawie naprawczym. Po wyeliminowaniu problemu wchodzimy na rowery i jedziemy przed siebie, podziwiając otaczające nas rozległe tereny. W Małym Olecku witają nas średnie krople deszczu. Nie spodziewaliśmy się tak szybkiej zmiany pogody. Nie przeczekujemy siąpania, rezygnując tym samym ze stania w martwym punkcie, bo to nic nie zmieni. Jedziemy naprzód.

Nie oznacza to jednak, że nie znajdujemy czasu na bliższe podejście do krów, które pasą się na pobliskich polach i są również ciekawe nas. Być może na dalszym odcinku dystansu nie będziemy mieli takiej okazji, więc cieszymy się tym na bieżąco, nie odkładamy na później, bo później może nie nastąpić. Krowy śmiało zbliżają się w naszym kierunku, zaciekawione uwiecznianiem ich na nagraniu i zdjęciach. Są naprawdę piękne i takie różnorodne.

Krowy chowające się przed deszczem
Krowy chowające się przed deszczem
Krowa pozuje do zdjęcia portretowego
Krowa pozuje do zdjęcia portretowego

Na dalszym odcinku drogi już nawet wspomniane bydło hodowlane zaczyna chować się pod koronami drzew, unikając bezpośredniego kontaktu z deszczem. Mimo kapryśnej pogody humor nam dopisuje. Noga „podaje” na odczuwalnych wzniesieniach. Skupiamy się na urokliwych krajobrazach rekompensujących nasz trud. Nawierzchnia, którą jedziemy, zmienia się. Jest błotniście, więc niekiedy zmuszeni jesteśmy zejść z rowerów i podprowadzić je, ponieważ nie jesteśmy w stanie oszacować głębokości bajorek, które urozmaicają nam trasę.

Dukty leśne po wczorajszych deszczach w nocy
Dukty leśne po wczorajszych deszczach w nocy

Nie mamy ochoty na niespodziewaną kąpiel w brudnej kałuży i przy spadającej temperaturze powietrza. Mniej więcej na poziomie Jeziora Kukowino dopadł nas mocniejszy deszcz. Nie spodziewaliśmy się tak szybkiej zmiany pogody. Ubieramy już kurtki przeciwdeszczowe i chwilę przeczekujemy pod parasolem. Dokładnie tak, parasolem, który zapewne nie bez przyczyny znalazł się w naszym ekwipunku, a jego historia zaczyna się już w pierwszych odcinkach naszej wyprawy, do których Was odsyłamy, by teraz się na tym nie skupiać. Jezioro Przytulskie objeżdżamy naokoło i tutaj zaczyna się nasza walka o przetrwanie. ;)

Chętniej jeździmy drogami naokoło niż szosą, tak więc i w tym przypadku wybraliśmy ścieżkę polną, by być bliżej przyrody. Nie da się ukryć, byliśmy jej bardzo blisko. Po dwóch stronach szlaku ukazały się rozległe pola zbóż. Cudowne, złote dywany ciągnące się aż po horyzont…

Na tym polu, w miejscu, gdzie niebo łączy się ze zbożem, było bardzo ciężko
Na tym polu, w miejscu, gdzie niebo łączy się ze zbożem, było bardzo ciężko

Coś pięknego. Pomijamy już fakt, że Marzi jest alergiczką, która znalazła się w samym środku alergenu. Nie narzekała, że coś jej doskwiera, że przeszkadza jej katar, swędzą spojówki etc. Szła po prostu przed siebie, skupiając się na pokonaniu tego niełatwego fragmentu, który z każdym kilometrem stawał się cięższy i bardziej wymagający. Chwilowo jechaliśmy trawą, która rosła na linii pomiędzy polami zboża. Dość często znajdowały się w niej wertepy, których nie widzieliśmy wśród gęstwiny trawy i łatwo było stracić równowagę. Po chwili ścieżka zmieniła się na mocno błotnistą maź, co uniemożliwiało dalszą jazdę, więc spokojnie prowadziliśmy rowery. Szkoda energii, kiedy w tym samym czasie pokonamy ten sam dystans niezależnie, czy będziemy jechać czy iść, a unikniemy ewentualnej niepotrzebnej gleby.

Delektowaliśmy się pięknem olbrzymiej przestrzeni wkoło nas. Na niebie przebijało się słońce, które jak przygrzało, to robiło się parno. Tym razem przed nami, a raczej pod nami błoto, które co każdy pokonany metr było coraz bardziej obfite. Jadąc nim, koła grzęzły pod ciężarem obciążenia rowerów i zaczęło oblepiać opony i obuwie. Wypychamy rowery. Jest coraz bardziej ekstremalnie, lekko pod górkę, brak pobocza, więc ślizgamy się w tym grzęzawisku, uważając, by się nie wywrócić. Nasze buty mają prawie 10-centymetrową podeszwę z gliny. Są przemoczone łącznie ze skarpetkami.

Czujemy dyskomfort. To jeszcze nie koniec atrakcji. Koła rowerów odmawiają posłuszeństwa. Blokują się od nadmiaru glinianki. Nie wystarczy wyczyścić tego leżącym kijkiem. Tylko przepychamy to palcami, które nie odbiegają wyglądem od brudnych nóg i przemoczonych stóp. Jest ciężko.

Marzena wypycha rower oklejony błotem
Marzena wypycha rower oklejony błotem
Koła przestały się kręcić, dalej wypychaliśmy rowery z zablokowanymi kołami
Koła przestały się kręcić, dalej wypychaliśmy rowery z zablokowanymi kołami

Odcinkami Grey pomaga Marzi z wypychaniem roweru, bo miejscami zjeżdżała z jednośladem po śliskim podłożu z pokonywanego wzniesienia. Naprawdę wymagało to olbrzymiego wysiłku. Po raz pierwszy doświadczamy takiej sytuacji. Za sobą mamy około 1/3 drogi w tych nawarstwiających się nieprzychylnych warunkach. Do wyboru zawrócenie, tą samą drogą, którą już pokonaliśmy lub idziemy przed siebie. Podejmujemy decyzję, że idziemy naprzód, mimo że nie widzimy końca szlaku. Wiemy, że na jego końcu jest jezioro, z którego z wielką przyjemnością skorzystamy. To trzymało nas, by znaleźć siłę i uparcie oraz konsekwentnie pokonać ten dystans. Po 1,5h walki o przetrwanie jesteśmy na skraju pola. Udało się nam! Doszliśmy! Jezioro Przytulskie, które miało być nagrodą za nasz trud, jest za siatką sygnalizującą, że to prywatny teren i nie ma możliwości skorzystania z niego. Tego się nie spodziewaliśmy…

Prawie 2 godziny czyszczenia rowerów w kałuży
Prawie 2 godziny czyszczenia rowerów w kałuży

Cóż, zachowujemy racjonalny umysł, by nie marnować resztek temperamentu na wkurzanie się. Dostrzegamy rozległą kałużę, w której decydujemy się umyć nasze rowery. Tutaj spędzamy kolejne 2 godziny. Nie jest łatwo. Ściągamy z nich sakwy i przyczepione torebeczki. Grey, ślizgając się w błocie po kostki, wprowadza nasze cztery kółka do kałuży. Glina tak mocno trzymała się opon, że zmuszeni byliśmy skorzystać ze szczotek i skrobaków, które całe szczęście wozimy ze sobą, by w trakcie wyprawy serwisować nasz środek transportu. Jak dobrze, że była ta kałuża. Bardzo to doceniamy. Bez niej nasze rowery nie pojechałyby dalej. To był olbrzymi wysiłek fizyczny, szczególnie dla Greya, bo to on doprowadził je do stanu używalności, by móc dalej pojechać, jeśli znajdziemy na to energię. W zasadzie moglibyśmy rozbić się już na dziko i odpocząć, ale jest jeszcze dość wcześnie.

Marzi podsyca do dalszej, spokojnej jazdy, argumentując, że szkoda dnia, damy przecież radę, na pewno mamy jeszcze siłę, by pokonać kolejny odcinek trasy. Skąd w tak drobnej istocie tyle siły, radości i pozytywnego nastawienia? Ma rację. Chcieliśmy przygody, to ją dostaliśmy. Trzeba wziąć z niej lekcję, wyciągnąć wnioski, zaakceptować to i iść naprzód. Zapada decyzja, że jedziemy dalej. Najbliższa przerwa w Ełku na myjni samochodowej, z której chyba sami skorzystamy. ;P Po drodze Grey traci drugą szprychę w kole. W drodze znajdujemy czas na regenerację ciała, na masaż spiętego karku Greya. Co by nie było, włożył więcej energii w wypychanie zablokowanych rowerów i prawie dwugodzinne doprowadzanie ich do stanu używalności, byśmy mogli przemieszczać się dalej. Zrozumiałe jest, że może być ekstremalnie wyeksploatowany.

Masaż i rozbijanie spiętych mięśni karku
Masaż i rozbijanie spiętych mięśni karku

Ten dzień po raz kolejny daje nam możliwość wyboru. Trasę szybkiego ruchu, gdzie z całą pewnością szybciej będziemy w założonym wstępnie miejscu lub dłużą i nieprzewidzianą drogę polną. Wiecie już, co wybierzemy? Oczywiście tę, gdzie są ciekawsze widoki, również te po nocnej burzy… My chyba lubimy po prostu wyzwania. Zrobić coś, co nie zawsze jest wygodne, wtedy czujemy tę wewnętrzną równowagę, dzięki której jesteśmy bardziej wytrzymali na przeciwności. Mijamy Jezioro Płociczno, w którym po części sami doprowadzamy się do porządku przed wjazdem do Ełku. Grey liczy po cichu na zakupy w Biedronce, jednakże jest niedziela i markety są zamknięte. Odpada nawet Żabka, do której była 30-osobowa kolejka, więc zrezygnowaliśmy z bezczynnego stania w niej. Przeznaczyliśmy czas na poszukiwanie noclegu. Jak nic, dziś wszystkie przeciwności skumulowały się, sprawdzały nas, czy stawimy im czoła, by zachować jasność umysłu i nie poddać się, bo tak jest łatwiej, co nie oznacza lepiej. To chyba ta niewygoda, zmaganie się z trudem sprawia, że jesteśmy mimo wszystko szczęśliwi.

Kolejne błotniste pole, nie da się jechać
Kolejne błotniste pole, nie da się jechać

Miejscówka naszego biwakowania jak z bajki. Grey zawsze zadba o to, by było zachwycająco. Tak było i tym razem. Zdążyliśmy jeszcze na zachód słońca zanurzającego się w Jeziorze Sunowo, a my rozbici tuż przy jego linii brzegowej. Po prostu magia. Człowiek zapomina o trudach długiego dnia. Naprawdę dziś sporo nałożyło się ekstremalnych wyzwań, gdzie trzeba było podjąć decyzję, która należała do nas. Patrząc z perspektywy czasu, nie zmienilibyśmy zdania i raz jeszcze wybralibyśmy tę właśnie drogę.

Zakończenie dnia z pięknym widokiem na jezioro i zachód słońca
Zakończenie dnia z pięknym widokiem na jezioro i zachód słońca

Opowiedzieliśmy Wam zaledwie 50 km naszej przygody, a zostało jeszcze prawie tysiąc. Możecie wszystko zobaczyć na naszym kanale YouTube. Na zakończenie kilka słów od nas dla Was. ;)

Zakładamy, że wszystko zależy od naszych wyborów, których dokonujemy. Czasami są to wybory, z których nie zdajemy sobie sprawy, jak np. nastrój każdego dnia, a przecież to jak się czujemy, decyduje, co nam w duszy gra… Jeżdżąc „oczyszczamy swoje głowy” od natłoku informacji przekazywanych przez media, w których dobrych wieści jest jak na lekarstwo, znikoma ilość, promile.

Zapis trasy, odcinek, który pokonaliśmy tego dnia i wskazanie błotnistego pola
Zapis trasy, odcinek, który pokonaliśmy tego dnia i wskazanie błotnistego pola

Skąd bierzemy siłę? Z działania. Robiąc pierwszy krok, bierze się siła na kolejny. Pomysł uruchamia kolejne „znaki drogowe”. Szukanie piękna w brzydkich rzeczach. Zauważanie detali, cieszenie się z drobnostek i przebudzenie stanu umysłu, bo przecież żyjemy tylko raz. Szukamy radości z małych rzeczy, to nasz sens życia.

Do zobaczenia gdzieś na trasie lub na YouTubie, jak kto woli. ☺ Na Łączach ;)

Artykuł powstał z rowerowej pasji. Jeśli chcesz, możesz za niego podziękować, wspierając nas przez buycoffee.

Udostępnij

Marzi and Grey

Prywatnie rzuciliśmy korporacyjną pracę na etacie, by zarabiać na pasji rejestrowania ludzkich emocji za pomocą aparatu fotograficznego. Jesteśmy małżeństwem na dobre i na złe. Robimy prawie wszystko razem i uwielbiamy przebywać w swoim towarzystwie. Zwolniliśmy w życiu, by zobaczyć i poczuć go więcej.

Chcesz być na bieżąco? Zapisz się do newslettera.

Okazjonalnie będziemy wysyłać email z nowościami o stronie, ciekawymi rowerowymi treściami oraz ofertami od partnerów. W każdej chwili możesz się wypisać.

Zapisz się

Najpopularniejsze artykuły